niedziela, 11 lipca 2010

Miś

Wszystko, co się zdarzyło i co pokazuję poniżej, jest zasługą Anabell, która w swoim blogu wspomniała o planowanym uszyciu misia. Jeszcze wcześniej oglądałam różne "misiowe" miejsca w sieci a jeszcze wcześniej - zupełnie luźno - zastanawiałam się, czy uszycie maskotki jest trudne; właściwie to nawet, czy w ogóle jest możliwe.

Przyznacie, że miś jest najmilszym wspomnieniem dzieciństwa - nie ma chyba nikogo, kto nie tulił ukochanego pluszaka przed snem, nie zabierał go w obce, nieznane miejsca, by dodawał otuchy.

I właśnie Anabell dała mi impuls do działania.

Impulsy nie lubią czekać :-), więc po krótkim gmeraniu w worku z różnymi przydasiami znalazłam kawałek kraciastej, mechatej z jednej strony wełny. No trudno, będzie miś lekko łysawy, ale za to w mojej ulubionej liliowej tonacji.
W teczce z pomysłami na przyszłość odszukałam szablon, bo - jako się rzekło - pomysł na misia kiełkował już w przeszłości.



Wszystko powycinałam zgodnie z szablonem i zaczęłam zszywać; nieduży ten miś, więc - ręcznie.
Jednym okiem zerkałam na robotę a drugim na mecz, który właśnie się zaczął. Istna optyczna ekwilibrystyka!

Kadłubek wyszedł zachęcająco, ale to w gruncie rzeczy łatwiejsza część pracy:



Teraz głowa i uszy. Małe to, ale powolutku pozszywałam, przewróciłam na prawą stronę i zadumałam się nad mordką.

Nosek trzeba wyszyć, ale co z oczami? Do maskotek wpina się jakoś specjalne paciorki a ja nic takiego nie mam... Zwykłe guziki? Nie, zdecydowanie nie.





Pudła z guzikami są w każdym domu i ciągle przybywa w nich nowości, tylko nie wiadomo dlaczego, kiedy już się do nich sięga, nigdy nie ma tego. co akurat jest potrzebne.

Wysypałam zawartość mojego pudła na kanapę w poszukiwaniu czegoś zastępczego, np. gładkich czarnych guziczków na nóżce. Czarnych - OCZYWISCIE - nie było, ale znalazłam niebieskie. Pomalowałam środki czarnym mazakiem do płytek CD (totalna improwizacja!)i zamocowałam usztywniając po lewej stronie, żeby nie były tak rozpaczliwie wyłupiaste :-). Nosek i mina - wyszyte muliną.


Nie wiem, co Wy na to, ale jeśli znajdę gdzieś kawałek sztucznego futra, to chyba jeszcze jednego miśka popełnię :-).


6 komentarzy:

  1. Bardzo fajny miś. Może i ja spróbuję... Miałam swego czasu ukochanego misia i wcale nie byłam już wtedy małą dziewczynkę... Urokliwe wspomnienie, fajnie że mi o tym przypomniałaś

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczny!! mi też od jakiegoś czasu chodzi po głowie uszycie pluszanki. Może się w końcu "przełamię" ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No słodki ten miś.Ja się wciąż zastanawiam nad wielkością - szablon, który mam ma 2 wady- jest na misia wielkości 35 cm, a druga wada- przez środek łepetyny ma szew, więc nie będzie fajnie, gdy będzie z gładkiego materiału. Chyba muszę go zrobić z futerka.Znalazłam w domu czarne ale chyba się zrujnuję i kupię brązowe.
    Ale ten Twój misiaczek bardzo mi się podoba. To pewnie szkocki miś, skoro jest w kratkę.:)))
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo przyjemny ,,michotek''!

    OdpowiedzUsuń
  5. wygląda prawie jak przeklinak z władcy móch xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, początki bywaja trudne...
      Na szczęście ja nie wyglądam jak Czesio :-))))

      Usuń

Każdy komentarz to dla mnie przyjemność i motywacja.