Zmuszona do wyjścia z domu po południu... pfff! "popołudnie" brzmi jak ironia, gdy mokro, zimno i ciemno. No więc z tego wszystkiego włożyłam dziś na głowę czapkopodobne nakrycie, co jest u mnie objawem totalnej desperacji :-)))
Pozałatwiałam szybko, co tam miałam załatwić i z radością wróciłam do moich robótek.
Pora na lekkie przyspieszenie, bo za miesiąc święta!
Obie karteczki są mojego pomysłu.
Mimo, że przeglądam ciągle jakieś gotowe wzory i nie mogę zaprzeczyć - są ładne, to kiedy siadam do roboty, jakieś licho brzęczy mi nad uchem, żeby po swojemu; i prawie za każdym razem ulegam. Sama nie wiem - to dobrze czy źle.... Czasem warto zmierzyć się z mistrzyniami "gatunku" i zobaczyć, w którym miejscu się jest.
W grudniowym numerze Parchment Craft znalazłam piękny koszyczek i to najpewniej będzie takie wyzwanie; o czym doniosę w stosownym czasie.
* * *
Tymczasem...
wróciłam na chwilę do kolorowego malowania, bo korciło mnie bardzo, no straszliwie po prostu, zeby spróbować czegoś dla mnie całkiem nowego.
Znalazłam kocią mordkę, naszkicowałam na kalce zarys łebka - gdzie uszy, oczy i nosek a potem zaczęłam ten łebek "ubierać" w futerko, czyli sierść albo włosy, jak kto woli :-).
Malowanie mazakami w tym wypadku nie jest tym, co zazwyczaj oznacza. Kolor nakłada się na czubek cienkiego pędzelka - w moim obrazku pędzelek miał 1mm grubości - i układa na kalce cieniutkie, niezbyt długie kreseczki. Jedna przy drugiej. Kotek jest niewielki, ale tych kreseczek były dziesiątki, setki... nie liczyłam :-)). Dość pracochłonne zajęcie!
I pomalutku wyłonił się taki stworek:
Znalazłam kocią mordkę, naszkicowałam na kalce zarys łebka - gdzie uszy, oczy i nosek a potem zaczęłam ten łebek "ubierać" w futerko, czyli sierść albo włosy, jak kto woli :-).
Malowanie mazakami w tym wypadku nie jest tym, co zazwyczaj oznacza. Kolor nakłada się na czubek cienkiego pędzelka - w moim obrazku pędzelek miał 1mm grubości - i układa na kalce cieniutkie, niezbyt długie kreseczki. Jedna przy drugiej. Kotek jest niewielki, ale tych kreseczek były dziesiątki, setki... nie liczyłam :-)). Dość pracochłonne zajęcie!
I pomalutku wyłonił się taki stworek:
Mąż się śmiał, że bidulek troszkę wystraszony :-))), acz jak na pierwszy raz...
Malowanie ptasich piór i zwierzęcego futra ma swój oddzielny moduł szkoleniowy w technice pergaminowej, bo jest w tym trochę kruczków i jeszcze ich nie znam, ale raz kozie śmierć! - musiałam spróbować. Po tym doświadczeniu już czuję, że może być pięknie i warto znowu za jakiś czas podziałać.
Malowanie ptasich piór i zwierzęcego futra ma swój oddzielny moduł szkoleniowy w technice pergaminowej, bo jest w tym trochę kruczków i jeszcze ich nie znam, ale raz kozie śmierć! - musiałam spróbować. Po tym doświadczeniu już czuję, że może być pięknie i warto znowu za jakiś czas podziałać.