w uporze, żeby to malowania okiełznać.Na stole w dalszym ciągu tak zwany kipisz a ja próbuję i próbuję - mazaki, farby, tusz. I cała garść pędzli, bo każdy okazuje się w praktyce inny, więc dobieram najlepsze. Najbardziej podobają mi się w zastosowaniu mazaki i tusze. Z farbami tak sobie, ale nie upadam na duchu.Na razie - ze znośnych wizualnie prób - jest to:
Pamiętacie? Czerwone Gitary śpiewały ongiś o jednym takim, któremu ze wszystkiego wychodził słoń...Na szczęście nie jest tak źle, ale intensywnie ćwiczę malowanie kolorowe.Zaanektowałam stół do tego stopnia

że nieoceniony Osobisty zapytał niewinnie dziś rano, czy planowany jest obiad, czy też ma się zorganizować we własnym zakresie? :-))Pokusa wzbogacenia prac nie tylko o kredki (o których było poprzednio), ale również o farby i tusze jest ogromna, więc pozostaje tylko ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć...Na pierwszy rzut poszła mała rameczka, którą zrobiłam z resztki kalki i akurat jeden badylek się na niej zmieści; a jak zepsuję, to i żal nie będzie specjalnie dojmujący.Porobiłam różne próbki, popatrzyłam w literaturę przedmiotu, zakasałam rękawy i do dzieła.Do malowania w technice pergaminowej służą farby, tusze i mazaki. Rozprowadza się je pędzelkiem i można rozcieńczać wodą. Z wodą ostrożnie - jej nadmiar najpewniej lekko zmarszczy kalkę, ale jej brak powoduje dla odmiany, że farby wyschną bardzo ( a czasem - zbyt) prędko. Poprawki raczej nie wchodzą w grę, bo zostają nieładne plamy.Poczułam się prawie, jak saper :-)
To jest pierwszy "kolor" na czysto.Choć rysunek mały, już wiem dużo więcej.
Teraz postanowiłam spróbować innego sposobu na innej ramce; żeby zminimalizować ryzyko wybrałam stokrotkę. Stokrotki wychodzą mi aktualnie najlepiej :-)
Wygląda na to, że najbliższe dni poświęcę na ćwiczenie malowania i słuchanie olimpiady- z braku dodatkowej pary oczu.
Ależ to wciąga! / korzystałam z szablonów zawartych w książce "Parchment Craft. The Techniques Step by Step", cz. 7/
Z prawdziwą nauką o motylach ma to niewiele wspólnego ;-) , acz z motylami i owszem.Jakiś czas temu zobaczyłam przepięknie rysowanego motyla i już na pierwszy rzut oka widać było mistrzowską rękę prawdziwej znawczyni przedmiotu. W technice pergaminowej kolor odgrywa wcale nie mniejszą rolę niż wytłoczenia i ażurki.
Tak mi się ten malunek wżarł w mózg, że w końcu sama musiałam spróbować, mimo licznych obaw.Pierwsze podejście całkowicie spaliłam:
Opłakane skutki niecierpliwości widać, jak na dłoni: niedobre kredki - zbyt miękkie i rozmazały się na kalce, niepotrzebny czarny kontur; w dodatku poprawiony po wierzchu.
Kupiłam sobie inne kredki.
Zadbałam, by były zatemperowane na ostro i zaczęłam na nowo:
Tym razem jest lepiej - pojedyncze cieniutkie kreski są widoczne, kolory układają się i przenikają wdzięczniej. Rysuję na szablonie, ale bez żadnych sztucznych konturów: tylko motyl, kredki i ja :)).
Tę próbę mogę chyba uznać za początek, taki czubek góry wiedzy o tym, jak posługiwać się kredkami.
To jeszcze nie są "te" kredki, ale nieco lepszy zastępnik. O tych prawdziwych marzę...No właśnie, skoro o warsztacie mowa, to uważam, że warto mieć prawdziwe narzędzia; prawdziwe, to znaczy produkowane specjalnie dla tej techniki . Ktoś powie - kosztują. Nie zaprzeczę. Każde hobby wymaga pewnych nakładów. Hafciarki kupują nici, igły i tkaniny (o godzinach spędzonych nad kanwą nie wspomnę), dekupażystki - papiery, kleje, różne media, itd., itp. I wiadomo - kiepskie nici zafarbują a kiepski klej nie sklei i cała robota pójdzie na marne.
Podobnie jest z techniką pergaminową: jeśli łapie już nie tylko za oczy, ale i za serce, powolutku kompletuje się potrzebne rzeczy - od najprostszych, najpotrzebniejszych, powoli, stopniowo.
Dla wygody, sprawności i satysfakcji.
Oczywista oczywistość :-).
Moje trzy pierwsze profesjonalne przybory ( podwójna igła i dwie różne kulki do tłoczenia) liczą sobie już ładnych parę lat. Kupione i sprowadzone dzięki uprzejmości podobnie "zakręconych" ludzi, służą mi do dziś.