Moja córka kupiła sobie niedawno dwie pary sutaszowych kolczyków. Obejrzała je bardzo starannie i postanowiła, że musi się nauczyć jak to się robi, bo och-ach są takie cudowne. W poszukiwaniu elementarnej wiedzy udała się do komputera, bo przecież wiadomo - tam jest wszystko :-).
A ja człap, człap do szuflady z "przydasiami"; przypomniałam sobie bowiem, że kiedyś dawno kupiłam trochę sutaszowych sznureczków. Taki ze mnie chomik!
Koraliki z czasów biżuteryjnych też leżą. I nici monofilowe też.
Wszystko lekko zapomniane; najwidoczniej nie jestem w stanie zajmować się z przekonaniem czymś innym niż mój ulubiony parchment craft.
W efekcie całego zamieszania juniorka w dwa wieczory wymyśliła i zrobiła sobie całkiem fajne zielone kolczyki. Niestety nie mam fotki, bo swoje dzieło zabrała.
Za to przy okazji i ja postanowiłam spróbować, czy może, przypadkiem i mnie się to spodoba :-).
Do zmajstrowania dwóch (identycznych!) kolczyków to ja cierpliwości chwilowo nie mam, więc wymyśliłam zawieszkę: